O ile sceny z dzieciństwa głównych bohaterów były świetne, to po wyjściu Noodlesa z więzienia zaczyna robić się nudno, mimo szczelanin, seksu, gwałtu, walki o władze i polityki. Jak dla mnie to średni film z genialną muzyką.
Zgadzam się, ale dałem moją ocenę ze względu na epicką (mimo nierównego poziomu) opowieść, genialną muzykę, zapadający w pamięć klimat i olśniewającą grę aktorską. Myślę, że nostalgiczne sceny z dzieciństwa to prawdziwe arcydzieło, później zachwyt zaczyna lekko opadać i tylko w paru momentach wznosi się na wyżyny jak na początku filmu. Mimo, że znalazłoby się parę tytułów lepiej przedstawiających świat dorosłych gangsterów, to "Dawno temu w Ameryce" wybija się z tłumu niemalże wszystkim. Zresztą, czy naprawdę w tym filmie chodziło o strzelaniny, seks i władzę? :)
Chyba masz rację. Dużo dzisiaj myślałem o tym filmie i zmieniam moją ocenę z 6 na 7. Na pewno obejrzę ten film jeszcze kiedyś i może bardziej mi się spodoba, bo wiele filmów trafia do mnie dopiero po drugim obejrzeniu.
Ja widziałem wczoraj ten film po raz pierwszy (wcześniej tylko urywkowo, parę konkretnych scen) i długo nad nim rozmyślałem. Wahałem się między oceną 8 a 9, ale doszedłem do wniosku, że niewiele filmów jest w stanie tak przejąć umysł widza i nie dać o sobie zapomnieć. Myślę, że będę do niego wracał, a z każdym kolejnym seansem docenię kunszt Leone jeszcze bardziej :)
Dla mnie podobnie... Muzyka 10, film 7.... Druga połowa znacznie słabsza..., trochę "naciągana"... i do tego ponad 3 godziny....
Może to pomoże w analizie filmu i jego ocenie:
http://film.join.pl/prace/dawno_temu_w_ameryce.html
Jak dla mnie to pomiędzy 8 a 9/10. Polecam
Z tym filmem jest tak samo ja z Fight Clubem, trzeba go obejrzeć przynajmniej dwa razy . Za drugim razem wydaje się jeszcze lepszy.
Ten film obejrzałem w kinie bodajże w 1986 lub w 1987 roku. wyszedłem z kina oszołomiony, wzruszony i zachwycony. Nie miałem wątpliwości, że właśnie obejrzałem arcydzieło światowego kina. Oglądałem ten film później wielokrotnie. Nuda, w czasie projekcji tego obrazu taki termin nie istnieje.
Ot to , film nie dla każdego. Dla jednych przeciętny dla drugich niepowtarzalny.
Absolutnie zgadzam się z tą wypowiedzią. To nie jest film - to jest arcydzieło. Na pewno dużą rolę odgrywa tu muzyka - nadaje niesamowity klimat bez niej ten film nie byłby tak zachwycający. Obejrzałam go pierwszy raz będąc dzieckiem . Wracam do niego ciągle. Nie ma drugiego filmu ( no może jeszcze filmy Quentin Tarantino ) który mogłabym oglądać kilka, kilkanaście razy, za każdym razem z tym samym oczarowaniem . Obrazy z dzieciństwa są rewelacyjne - Deborah która czyta pieśń nad pieśniami- moja ulubiona scena.
zgadzam sie, jest w pierwszej trojce moich ulubionych filmow, ale powiem tak, zeby dac wysoka ocene, takie kino po prostu trzeba lubiec, dla mnie genialny
No i taki chyba miał być przekaz tego filmu. W dzieciństwie jest fajnie, zabawnie, czasem dramatycznie i wszystko przeżywamy z większymi emocjami. Gdy jesteśmy już dorośli to przez wielki bagaż doświadczeń robi się już nudno, pojawia się rutyna i powiedzmy sobie szczerze, jest nudno.
mam takie samo wrażenie
Właśnie obejrzałem film drugi raz i ciągle jest wiele wątków których nie zrozumiałem
-jeśli ten polityk (minister) to był MAX to nie ogarniam
-brakuje sceny co się działo podczas tego napadu
Trochę za dużo wymagasz od Leone, że Tobie wszystkiego na tacy nie podał. To nie Ojciec chrzestny...
Ale to zostało pokazane w filmie łopatologicznie i niemal pod nos podsunięte widzowi. Max sfingował własną śmierć, przywłaszczył wspólną kasę gangu i pod przybranym nazwiskiem wziął się za politykę. Najwyraźniej robił spore przekręty na jeszcze większe kwoty. Przy okazji nawiązał romans z Deborą. Wygląda na to, że motywowała go chęć zdradzenia przyjaźni i wzbudzenia w Noodlesie nienawiści i chęci zemsty w bliżej nieokreślonej przyszłości. I kiedy ta przyszłość nadeszła, a raczej zaaranżował wspólne spotkanie, to okazał się największym przegranym całej tej historii. Zamiast kulki w łeb od zdradzonego przyjaciela dostał przebaczenie. Chciał, nie chciał, sam musiał skończyć ze sobą w patowej sytuacji w jaką się wpakował swoimi przekrętami.
Pozwolę się nie zgodzić. Dałem ocenę 10, ponieważ film jest pod każdym względem doskonały: aktorstwo, scenariusz, montaż, muzyka, klimat.
Tak jak kilka osób tutaj wahałem się między 8 a 9. Najuczciwiej było by dać 8,5 ale niestety to nie możliwe. Film jest magiczny, zapada w pamięć na pewno. Wspaniała muzyka Morricone, która cały czas przewija się w tle wydarzeń, a szczególnie wspomnień de Niro. Trzeba jednak uważnie oglądać, aby nie pogubić się w wątkach i czasoprzestrzeni. Tutaj bywały momenty, że musiałem się chwilę zastanowić o co może chodzić. Wynikało to jednak nie z moich oczekiwań, aby "dostać coś na tacy" (nie lubię tego), ale raczej z nieco chybionego momentami montażu. I myślę, że jednak Leone mógł pokusić się o pokazanie kilku scen, do których były odniesienia w dialogach bohaterów. Być może reżyser chciał w ten sposób poruszyć wyobraźnię widza, ale w moim odczuciu stworzyło to wrażenie "wyrw" w fabule. Niezależnie od tego film absolutnie wart obejrzenia ! Obowiązkowy dla każdego szanującego się kinomana. 8/10. Pozdrawiam.
Szkoda, że nie można usunąć wpisów na forum, bo ten jest już dawno nieaktualny. "Dawno temu..." to film, do którego musiałem dorosnąć. Nie dość, że go nie zrozumiałem, to jeszcze oglądałem przez pryzmat "Ojca chrzestnego", oczekując powtórki z rozrywki.
zmieniłem zdanie po drugim obejrzeniu, historia jest świetna tylko trzeba wiedzieć co dzieje się naprawdę a co jest tylko snem ;)
Cześć bandziorków dzieciaków była jak najbardziej spoko, ale właśnie ta druga już średnio mnie interesowała. Cieszyłem się ładnymi kadrami i pomysłowymi scenami (zamiana numerów noworodków), lecz kompletnie nie interesowały mnie losy głównych postaci. Raz, że nie zostały rozwinięte i niewiele o nich wiedziałem, poza Noodlesem I Maxem wszyscy zachowywali się tak samo, a dwa – donikąd fabuła nie prowadziła.
Mimo że film jest naprawdę dopracowany jeśli chodzi o kamerę, to miałem wrażenie, że powstał przed "Ojcem chrzestnym". Może przez tę czerwoną farbę zamiast krwi...